Wyszło okropnie, wiem. Coś sprawia, że nie mam weny, nawet na najprostsze opowiadanie. No cóż, sami przeczytajcie i napiszcie co o nim sądzicie.
~~*~~
Absolutnie nie chodziło o to, że w klasie jest nowy chłopak. Roszpunce by nawet do głowy nie przyszło, żeby stroić się dla jakiegoś chłopaka, a tym bardziej, gdy w ogóle go nie zna. Jednak tego dnia obudziła się wcześniej nie po to, by pograć sobie na konsoli. Kiedy tylko wstała, poszła do łazienki zrobić sobie ładną fryzurę i się pomalować... Pomalować! Nigdy tego nie robiła. Po spędzeniu tam niemal godziny, postanowiła zapytać się swojej mamy, która sukienka bardziej pasuje do makijażu.
-Roszpunko, dobrze się czujesz? - zapytała jej mama będąc w ciężkim szoku. Blondynka nigdy wcześniej nie chciała nosić sukienek z własnej woli. Czuła się w nich o prostu nieswojo i zbyt dziewczęco. „My chyba nie mamy córki, tylko syna” - żartował często ojciec. W szafie co prawda wisiały dwie awaryjne sukienki, ale kupione na siłę, bo może kiedyś się przydadzą. No i w końcu nadszedł ten dzień, tak bardzo znienacka, że Roszpunka sama do końca nie wiedziała dlaczego to robi. Czuła się podekscytowana i przygnębiona zarazem, aż od tego wszystkiego rozbolał ją brzuch. Dopiero później przypomniało jej się, że ma dzisiaj test z resuscytacji. Ostatecznie wybrała tą różową sukienkę i wyszła z domu. Pierwszy raz jak sięga pamięć to ona musiała czekać na autobus, a nie on na nią. Tylko jedna rzecz w tym dniu była normalna i taka jak zwykle, jadąc do szkoły Roszpunka usiadła z samego tyłu, wyciągnęła tablet i zaczęła oglądać odcinek swojej ulubionej kreskówki.
Okropny dzień! Co prawda Merida była na nogach dopiero od trzydziestu minut, ale już czuła, że to jeden z najgorszych dni w jej życiu. Obudzili ją bracia, grając na trąbce, którą poprzedniego dnia znaleźli na strychu. Przeklęte małe diabły! Mogła jeszcze spokojnie spać.
-Mamo! Zabierz im ten puzon, albo przysięgam, stracisz dziś trójkę dzieci! - zdenerwowała się do reszty, gdy nie mogła nawet w spokoju zjeść śniadania. Jakim cudem te bachory miały w sobie tyle energii? Normalne dzieci śpią jeszcze o tej porze.
-To trąbka, skarbie. Poza tym, bardzo dobrze, że ją znaleźli. Muszą się kształcić muzycznie. Może ciebie też zapiszemy na lekcje gry na jakimś instrumencie? Sądzę, że harfa idealnie by do ciebie pasowała.
W takich momentach Meridzie nasuwała się tylko jedna myśl, że jej matka w ogóle nic o niej nie wie.
-Taa... Dzięki, ale łucznictwo i jazda konna w zupełności mi wystarczy – wstała zirytowana od stołu nie kończąc swojego śniadania, zabrała torbę i wyszła z domu nawet się nie żegnając. Czasami pragnęła być na miejscu Roszpunki. Miała świetnych rodziców, z chęcią kupowali jej każdą grę, o którą poprosiła i nigdy nie zmuszali jej do jakiś bzdur. Dodatkowo nie miała rodzeństwa z którym musiała by się wszystkim dzielić. Na szczęście dziś po szkole Merida nie musiała od razu wracać do domu, ponieważ była umówiona z panem MacGuffinem na przejażdżkę po lesie. Podobno jakiś nowy chłopak ma zaczynać lekcje jazdy... Może ten dzień nie będzie aż taki zły?
-Co ty masz na sobie?! - Merida aż odrętwiała gdy zobaczyła Roszpunkę. W różowej sukience wyglądała naprawdę komicznie. Może gdyby ktoś jej nie znał, to nie dostrzegł by tego komizmu, jednak rudzielec natychmiast wybuchnął śmiechem.
-Babcia dziś do ciebie przyjeżdża, czy co? Za jakie grzechy rodzice cie tak pokarali? - rechotała opierając się o szafki, gdy blondynka wyciągała książki na pierwsze lekcje. Uznała za stosowne, że po prostu nie odpowie na te zaczepki, ubrała się w sukienkę i koniec tematu.
Na pierwszej lekcji go nie było. Roszpunka cały czas wmawiała sobie, że wcale nie wystroiła się tak dla niego, jednak poczuła się trochę zawiedziona. Pół klasy ją wyśmiało, oczywiście nie było to bardzo złośliwe, ale każdy musiał wspomnieć, że sukienka to naprawdę nieodpowiedni dla niej strój. Natychmiast zaczęła marzyć o dwóch ostatnich lekcjach, na których spokojnie przebierze się w dres i będzie biegać w kółko po boisku.
-Patrz, twój przystojniak idzie! - Merida szturchnęła Roszpunkę tak mocno w ramię, że aż gruszka wypadła jej z ręki, jednak ta zapominając o owocu poderwała się z ławki rozglądając się uważnie. Był tam... Stał obok nauczyciela, zapewne usprawiedliwiał swą nieobecność na pierwszej lekcji. Po chwili z uśmiechem podszedł do Roszpunki i Meridy z zalotnym uśmiechem.
-Heja – rzucił dość prostacko, a blondynka stanęła jak wryta z szeroko otwartymi oczami. Co ona tu właściwie robi? Chce poderwać chłopaka? Nie, wcale nie chce go poderwać. Chodziło tylko o to by zwrócił na nią uwagę. Na jej ogromne nieszczęście zwrócił od razu. Jak właściwie rozmawia się z chłopakami? Nie może przecież powiedzieć zwykłego „hej”, to mówiła już wczoraj. Właściwie to jedyne co wczoraj powiedziała. Ma zacząć rozmawiać z nim o grach? Nie, to niezbyt dobry temat na rozpoczęcie rozmowy. Nie mogła go też zapytać jak się nazywa, ani skąd jest, bo to już doskonale wiedziała... Merida ponownie ją szturchnęła, tym razem Roszpunka odczuła silny ból z tego powodu, był on idealnym impulsem.
-Dlaczego cie nie było na pierwszej lekcji? - czuła się, jakby wcale tego nie powiedziała, tylko jakieś stworzonko siedzące w jej wnętrzu zrobiło to za nią. Tak czy inaczej to stworzonko okazało się bardzo pomocne. Dzięki niemu Roszpunka i Julek przegadali calutki dzień.
~~*~~
I jak? Piszcie szczerze i dajcie znać czy chcecie dalszą część czy coś innego.
~~*~~
Absolutnie nie chodziło o to, że w klasie jest nowy chłopak. Roszpunce by nawet do głowy nie przyszło, żeby stroić się dla jakiegoś chłopaka, a tym bardziej, gdy w ogóle go nie zna. Jednak tego dnia obudziła się wcześniej nie po to, by pograć sobie na konsoli. Kiedy tylko wstała, poszła do łazienki zrobić sobie ładną fryzurę i się pomalować... Pomalować! Nigdy tego nie robiła. Po spędzeniu tam niemal godziny, postanowiła zapytać się swojej mamy, która sukienka bardziej pasuje do makijażu.
-Roszpunko, dobrze się czujesz? - zapytała jej mama będąc w ciężkim szoku. Blondynka nigdy wcześniej nie chciała nosić sukienek z własnej woli. Czuła się w nich o prostu nieswojo i zbyt dziewczęco. „My chyba nie mamy córki, tylko syna” - żartował często ojciec. W szafie co prawda wisiały dwie awaryjne sukienki, ale kupione na siłę, bo może kiedyś się przydadzą. No i w końcu nadszedł ten dzień, tak bardzo znienacka, że Roszpunka sama do końca nie wiedziała dlaczego to robi. Czuła się podekscytowana i przygnębiona zarazem, aż od tego wszystkiego rozbolał ją brzuch. Dopiero później przypomniało jej się, że ma dzisiaj test z resuscytacji. Ostatecznie wybrała tą różową sukienkę i wyszła z domu. Pierwszy raz jak sięga pamięć to ona musiała czekać na autobus, a nie on na nią. Tylko jedna rzecz w tym dniu była normalna i taka jak zwykle, jadąc do szkoły Roszpunka usiadła z samego tyłu, wyciągnęła tablet i zaczęła oglądać odcinek swojej ulubionej kreskówki.
Okropny dzień! Co prawda Merida była na nogach dopiero od trzydziestu minut, ale już czuła, że to jeden z najgorszych dni w jej życiu. Obudzili ją bracia, grając na trąbce, którą poprzedniego dnia znaleźli na strychu. Przeklęte małe diabły! Mogła jeszcze spokojnie spać.
-Mamo! Zabierz im ten puzon, albo przysięgam, stracisz dziś trójkę dzieci! - zdenerwowała się do reszty, gdy nie mogła nawet w spokoju zjeść śniadania. Jakim cudem te bachory miały w sobie tyle energii? Normalne dzieci śpią jeszcze o tej porze.
-To trąbka, skarbie. Poza tym, bardzo dobrze, że ją znaleźli. Muszą się kształcić muzycznie. Może ciebie też zapiszemy na lekcje gry na jakimś instrumencie? Sądzę, że harfa idealnie by do ciebie pasowała.
W takich momentach Meridzie nasuwała się tylko jedna myśl, że jej matka w ogóle nic o niej nie wie.
-Taa... Dzięki, ale łucznictwo i jazda konna w zupełności mi wystarczy – wstała zirytowana od stołu nie kończąc swojego śniadania, zabrała torbę i wyszła z domu nawet się nie żegnając. Czasami pragnęła być na miejscu Roszpunki. Miała świetnych rodziców, z chęcią kupowali jej każdą grę, o którą poprosiła i nigdy nie zmuszali jej do jakiś bzdur. Dodatkowo nie miała rodzeństwa z którym musiała by się wszystkim dzielić. Na szczęście dziś po szkole Merida nie musiała od razu wracać do domu, ponieważ była umówiona z panem MacGuffinem na przejażdżkę po lesie. Podobno jakiś nowy chłopak ma zaczynać lekcje jazdy... Może ten dzień nie będzie aż taki zły?
-Co ty masz na sobie?! - Merida aż odrętwiała gdy zobaczyła Roszpunkę. W różowej sukience wyglądała naprawdę komicznie. Może gdyby ktoś jej nie znał, to nie dostrzegł by tego komizmu, jednak rudzielec natychmiast wybuchnął śmiechem.
-Babcia dziś do ciebie przyjeżdża, czy co? Za jakie grzechy rodzice cie tak pokarali? - rechotała opierając się o szafki, gdy blondynka wyciągała książki na pierwsze lekcje. Uznała za stosowne, że po prostu nie odpowie na te zaczepki, ubrała się w sukienkę i koniec tematu.
Na pierwszej lekcji go nie było. Roszpunka cały czas wmawiała sobie, że wcale nie wystroiła się tak dla niego, jednak poczuła się trochę zawiedziona. Pół klasy ją wyśmiało, oczywiście nie było to bardzo złośliwe, ale każdy musiał wspomnieć, że sukienka to naprawdę nieodpowiedni dla niej strój. Natychmiast zaczęła marzyć o dwóch ostatnich lekcjach, na których spokojnie przebierze się w dres i będzie biegać w kółko po boisku.
-Patrz, twój przystojniak idzie! - Merida szturchnęła Roszpunkę tak mocno w ramię, że aż gruszka wypadła jej z ręki, jednak ta zapominając o owocu poderwała się z ławki rozglądając się uważnie. Był tam... Stał obok nauczyciela, zapewne usprawiedliwiał swą nieobecność na pierwszej lekcji. Po chwili z uśmiechem podszedł do Roszpunki i Meridy z zalotnym uśmiechem.
-Heja – rzucił dość prostacko, a blondynka stanęła jak wryta z szeroko otwartymi oczami. Co ona tu właściwie robi? Chce poderwać chłopaka? Nie, wcale nie chce go poderwać. Chodziło tylko o to by zwrócił na nią uwagę. Na jej ogromne nieszczęście zwrócił od razu. Jak właściwie rozmawia się z chłopakami? Nie może przecież powiedzieć zwykłego „hej”, to mówiła już wczoraj. Właściwie to jedyne co wczoraj powiedziała. Ma zacząć rozmawiać z nim o grach? Nie, to niezbyt dobry temat na rozpoczęcie rozmowy. Nie mogła go też zapytać jak się nazywa, ani skąd jest, bo to już doskonale wiedziała... Merida ponownie ją szturchnęła, tym razem Roszpunka odczuła silny ból z tego powodu, był on idealnym impulsem.
-Dlaczego cie nie było na pierwszej lekcji? - czuła się, jakby wcale tego nie powiedziała, tylko jakieś stworzonko siedzące w jej wnętrzu zrobiło to za nią. Tak czy inaczej to stworzonko okazało się bardzo pomocne. Dzięki niemu Roszpunka i Julek przegadali calutki dzień.
~~*~~
I jak? Piszcie szczerze i dajcie znać czy chcecie dalszą część czy coś innego.